Środa, 1 grudnia 2021
odc. 79.. Bariery w Twojej głowie....
Wszelkie bariery tkwią li tylko w Twojej głowie!!!
“Porażka nie czyni Cię przegranym. Czyni za to poddawanie się, godzenie się z nią i odmowa ponownego próbowania.”
Richard Exely
Nie ma nic gorszego od przekonania o własnej niedoskonałości, bez względu na to, na czymkolwiek by ona polegała. To paraliżujące uczucie, które uniemożliwia podjęcie większości wyzwań, jakie niesie życie/* (Dariusz Duma, psycholog biznesu)
Setki razy uczestniczyłem w rozmowach a kandydatami „różnej maści” i z różnych okazji. Tak chociażby podczas konsultacji, szkoleń i w różnego rodzaju spotkaniach rekrutacyjnych na najprzeróżniejsze stanowiska. Spostrzeżenia i informacje z nich wyniesione są ciekawe i uzmysłowiły mi, dały doskonałe doświadczenie. Bo ilekroć zapytać człowieka, co tak naprawdę chciałby osiągnąć w swoim rozwoju czy życiu zawodowym, zawsze i tylko stawiają dwa rodzaje odpowiedzi: chcę szybko awansować na prezesa, dyrektora albo chcę założyć własną firmę (tu odsetek jest siłą rzeczy mniejszy). Z mojego doświadczenia jak i punktu widzenia oczywistym jest, że żadna z tych odpowiedzi mnie by nie zadowalała. Bowiem wszystkie odpowiedzi skupiają się wyłącznie na twardych narzędziach, brakuje natomiast jasnej wizji i przekonania, co taka osoba chciałaby poprzez swoje zawodowe działania realnie osiągnąć. Nie to jednak jest tak naprawdę dla mnie najważniejszym wnioskiem i doświadczeniem, ale to co i jaki istotny jest ten ukryty problem. Bo tak naprawdę niby wszyscy chcą, ale mało kto, w sposób zdeterminowany do tego dąży. Dlaczego, pomimo tylu kandydatów, potem „w grze o karierę” pozostają nieliczni? Każdy deklaruje, że rządzenie jest OK i fajnie by to było, ale większość tych, z którymi miałem do czynienia „wymiękają” na okoliczność potencjalnej walki korporacyjnej, a na pewno ciągłej i prawie pewnej presji. Czyli nawet w obliczu ogromnego prestiżu i splendoru władzy podpartej wielka marką firmy w tle. Wolą i to deklarują powalczyć na indywidualnym polu własnego biznesu, uzasadniając to tym, że wtedy się „nic nie musi i że przecież to jasne, że prędzej czy później chce się własną firmę, oczywiście założyć”. Co również charakterystyczne, drążąc dalej jak analizuję, co by ta firma miała robić, jaki produkt sprzedawać i czy jest na nią rynek, pojawiają się nawet najprostsze problemy a na pewno nie do zdefiniowania przez „pacjenta”. „Dokładnie jeszcze nie wiem, pomysłu też nie mam, ale na pewno chcę dużo kasy i dużo swobody oraz wolności”. Część z nich jako uzasadnienie podawało, że mają zmysł organizacyjny, a biznes na własny rachunek by ich podniecał i „rozpalał do czerwoności”. Kiedy dopytywałem i dociskałem do muru pytaniami, twierdzili na ogół, że powstrzymuje ich coś, jakaś obawa i nawet nie umieli tego nazwać. Moja diagnoza co do tego stanu rzeczy jest dość oczywista, dlaczego owi deklarujący nie zakładają ostatecznie własnych firm? To rzeczywiście jest jak z odchudzaniem, rzucaniem palenia czy nauką języków obcych czy jak z „jajem Kolumba” (patrz jeden z poprzednich odcinków)? Niby to jest oczywiście, konieczne, oczekiwane i trendy, niby wszyscy tego chcą i się tym chwalą, niby o tym dyskutują, ale tylko niektórzy i nieliczni robią to raz, szybko, naprawdę oraz tu i teraz. Zatem skąd to ciągłe odkładanie, które na ogół finalizuje konstatacja, że „może jednak wcale nie byli tak bardzo zdeterminowani, a tylko mi się wydawało, i że właściwie lepiej będzie się w końcu się nie realizować i się zwyczajnie poddać?”. Jednak, ostatecznie praca kodeksowa, na etacie wcale nie jest taka zła. Zero stresów i odpowiedzialności, tylko odbić zegar i do wszystkiego przecież można się przyzwyczaić. To mi właśnie przypomina nieco małpy czy inne zwierzęta w ogrodzie zoologicznym, które stoją u progu swych otwartych klatek i zamiast czmychnąć na wolność, cofają się ze swoim zwierzęcym przyzwyczajeniem kombinują i zostają na zawsze. Zarządzanie w biznesie to właśnie taka psychosocjologia, która nam wiele może wyjaśnić. Tu emocję zawsze biorą górę i bardzo często pomimo, że nie chcemy się do tego przyznać. Każdy z nas wolałby być bardziej racjonalny i chciałby by o nim tak sądziła opinia. A tak niestety w ogóle nie jest. Trzeba na pewno i wręcz musimy brać poprawkę na nasze uczucia i emocje, a zwłaszcza te powszechne i proste: przywiązanie, obawa i lęk, które choć niczym nieuzasadnione, strasznie i zadziwiająco mocno na nas oddziałują. Mam tu na myśli przede wszystkim głównie to co jest dla nas begrandowe (podstawowe i uzupełniające) czyli tzw. status quo (stały stan rzeczy). Jeszcze raz sprawdza się przy tej okazji stare przysłowie, że często lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu. Tylko że właśnie kreatywna i innowacyjna przedsiębiorczość polega na łapaniu gołębi, a nie na trzymaniu za wróbla za piórka. Zatem „po diabła” ruszać nam w nieznane lub organizować sobie nową przestrzeń? I to jest właśnie clou (sedno) mojego widzenia świata przedsiębiorczości i to co uwielbiam. A mianowicie to, że bycie przedsiębiorczym jest to przede wszystkim bycie bardzo wyczulonym i wrażliwym na to, co sami o sobie myślimy i w jaki sposób się postrzegamy na co dzień. Piękne to, bo nieprzewidywalne i niekiedy nie ujarzmione jak zjawiska przyrody ale delikatne jak krucha kobieta czy nowonarodzony osesek.
ZAPRASZAM do konsultacji.