Odc. 64. Proste nie znaczy łatwe.

Skomplikowane rzeczy mogą być proste.

Wszystko powinno być tak proste, jak to tylko możliwe, ale nie prostsze – twierdził Albert Einstein, a Winston Churchill wskazywał, że wszystkie wielkie rzeczy faktycznie są proste. Ja twierdzę, że wszystko jest proste, tylko trzeba umieć to takim zobaczyć. Jednak dostrzeżenie prostoty w pozornie skomplikowanych rzeczach nie jest… proste, jak pewnie wiecie.

 

Jak wielu innych, zadałem sobie w tej gorącej kanikule pytanie: dlaczego? I otóż, również jak wielu innych odkryłem eurekę, że przede wszystkim dlatego, że mylimy prostotę z łatwością… i robimy to z dużą łatwością. Ten najczęstszy błąd w naszym myśleniu polega na tym, że dla nas proste jest zrównywane z łatwym. Rozumuję dokładnie tak samo: po co wyważać otwarte drzwi, wystarczy uprościć ich otwieranie. Czasami wystarczy je nasmarować albo po prostu wyjąć z ościeżnicy, bo czynność zamykania i otwierania utrudnia nam czynność podstawową, czyli przechodzenie do pomieszczeń. Proste? Od kilku lat specjalizuje się w optymalizowania procesów i kreowania nowych, prostrzych przestrzeni. Dla mnie implikacja jest nader oczywista, że jeśli coś przychodzi nam łatwo- to musi być proste.

Ale jak każdy kij są tu też dwa końce. Jeśli chcemy iść na tzw. łatwiznę i chcemy osiągać przyśpieszone efekty to spodziewamy się, że to powinno nastąpić kosztem dużo większych nakładów, (oczywiście oprócz młodych i gniewnych, których roszczeniowe postawy są zdumiewające. Najlepiej jak najszybciej i bez kosztów albo kosztem innych, rodziców, dojść do szybkich i pięknych osiągnięć, a my wiemy , ze tak się nie da). Dużo łatwiej nam zrozumieć inna ciekawą zależność, ze żeby było mądrze i bardzo dobrze to musi być to okupione wielką złożonością i nakładem sił i środków.

I w tym miejscu za innymi autorami, przytaczam zasadę piłkarza Johana Cruyffa, który twierdził o mojej ukochanej piłce nożnej, że jest grą bardzo prostą  i dlatego jest to bardzo trudne. Wczoraj obserwowałem sparing naszej Lęborskiej POGONI. Zachwycił mnie, bo grali… bardzo prosto. A to wszak takie trudne, by grać prosto i strzelić w tym upale 13 goli. Zatem, żeby tego dokonać trzeba do tego odpowiednich umiejętności i wymaga to podjęcia maksymalnego wysiłku. Nie waham się użyć za (bodajże Pascalem), że żeby taki wynik osiągnąć w prosty sposób potrzeba geniuszu. I tu mamy dylemat, który postawiłem w drugim akapicie, co jest z gruntu błędnym założeniem. Mamy bowiem tendencję do utożsamiania mądrości ze skomplikowaniem i trudnościami. Że to trudne i niemożliwe. Często kwitujemy propozycję tak jak „Kolumbowskie jajo”. … (jak Kolumb odkrył Amerykę to wszyscy twierdzili wtedy, że to był przypadek i to było proste. Na to drogi Krzyś K. poprosił o jajo i poprosił też, by to jajo postawić, wszyscy cwaniaczkowie /a takich widzę wokół pełno/ próbowali i nikt nie postawił. Na co On wziął je do ręki i walnął mocno o stół. Jajo zbiło się ale stało. Wszyscy znowu, acz zdziwieni stwierdzili, że to łatwe było. ….„tak łatwe powiedział Krzyś, ale trzeba wiedzieć JAK? Czyli know how!!). To właśnie Kolumb, zgromadził najlepszą wówczas załogę. Zdobył najlepsze mapy do locji i nawigacji. Zbudował najlepszy szkuner. Fakt, że Amerykę odkrył niejako przez przypadek, ale czy na pewno?!!!!.   To tak jak gadka o czymś łatwym, że….” tak to każdy głupi by potrafił”. Przekonanie w takich razach jest jednoznaczne – jak mądre to nie może być za proste!!  Czyli, żeby zrobić coś genialnie prostego to trzeba robić rzeczy niezwykle skomplikowane.  Dzisiaj tu przed wami chcę obalić ten kolejny mit. Kiedy podjąłem się wyzwania pracy z e studentami na mojej genialnej uczelni WSAiB w Gdyni i Lęborku, zadałem sobie pytanie czego najbardziej nie lubiłem na swoich studiach? Ano całych stosów podręczników i skryptów, które jak mi się chciało, próbowałem przewertować przed egzaminem. Zionęło to nudą i takim swoistym, nielubianym przeze mnie schematyzmem. Dzisiaj brnąc przez ścieżki uczelniane i popełniając doktorat spotykam tą samą diagnozę, że wszyscy tu uznają, że wartość naukowa rośnie wraz ze skomplikowaniem opracowania, równocześnie obawiając się, że prostota i zwięzłość, krótkość prezentacji mogłaby być poczytana jako trywialność niepasująca z tytułem doktora, profesora. Tymczasem uważam dokładnie odwrotnie. To jest  genialne zrobić wielką rzecz minimalnym nakładem czasu i zasobów. Oczywiście spotykam  publikacje z dziedziny zarządzania, które są doskonałe i nietuzinkowe a na pewno proste. Zatem moim studentom aplikuję przez siebie opracowaną prostą wersje przyswajania niepodważalnych zasad obowiązujących w sztuce ZARARZĄDZANIA. Zakładam, ze kończą nasza uczelnię, moje przedmioty z kilka sprecyzowanymi ale za to dobrze opanowanymi, genialnie prostymi zasadami. Czy to w po piątym browarze w pubie czy obudzonymi ze snu, potrafią wyrecytować  je jednym tchem ale co ważniejsze zastosować i wykorzystać w praktyce. Pamiętacie jak pisałem, że..”z prądem rzeki płyną tylko zdechłe ryby”, zatem trzeba myśleć i działać mądrze ale prosto. Na gmatwanie nie mamy czasu. Ta jasna konkluzja, że proste jest jasne, a skomplikowanie to pisząc kolokwialnie to „ściema. I za tą prostą konstatacją kryje się paradoksalnie zasada, że łatwiej jest konfrontować się z różnymi trudnościami, niż z czymś prostym!  Mam w sercu najgenialniejsza myśl genialnego Kisiela, który tak oto filozoficznie zdefiniował działania praktyki ekonomicznej i to w jednym prostym stwierdzeniu:.”.tanio kupić, drogo sprzedać, a cała reszta to didaskalia”, (poboczne i nieistotne kwestie i dodatki). Tak sobie kombinuję, że każdy realny, praktyczny projekt i to co mówią politycy czy różnej maści demagodzy,  można by opisać po Kiślowsku, czyli bez zbędnej filozofii. Patrząc z perspektywy moich zasad i doświadczeń z praktyki zarządzania, w tym różnymi projektami,  doszedłem do wniosku, że można by je zamknąć w jednym pytaniu: gdzie jest moja kasa oraz czy zadowoleni są inni, ludzie? I dodam, że bardzo również leży mi na sercu kwestia, czy jestem wystarczająco wrażliwy? Trzymając się zatem tylko takich kwestii, jestem pewien, że na tym właśnie polega mój i w pełni zagwarantowany profesjonalizm.

Przypominam, że wielkimi krokami zbliża się dla wszystkich środowisk lokalnych, najważniejsza z możliwości, czyli wybory do samorządów lokalnych. ZAPRASZAM do współpracy, aby ostatecznie wybrać tylko tych co nie filozofują a w prosty sposób projektują i rozwiązują „niby trudne” problemy, a nie je zagmatwają lub zamiotą, jak obecnie pod dywan.